Odwiedzin:
Online:
ZABYTKI - OCHRONA DZIEDZICTWA
WYKOPALISKA ARCHEOLOGICZNE
ARTYKUŁY O ZABYTKACH
MUZEUM - INFORMACJE
UTRACONE DZIEDZICTWO
Edycja: Wspomnienia Jerzego Bogdanowicza (cz. 11)
Zdjęcie:
Tytuł:
Prezentujemy kolejną część wspomnień mieszkańca naszego miasta, emerytowanego nauczyciela wychowania fizycznego kamieńskich szkół Pana Jerzego Bogdanowicza. Zapraszamy do lektury - Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej.
Kiedy w 1958 r. rozpocząłem pracę w Państwowym Liceum Pedagogicznym w Kamieniu Pomorskim i działającej przy nim Szkole Ćwiczeń tzw. ćwiczeniówce do połowy lat 60. byłem jedynym nauczycielem wychowania fizycznego w powiecie po studiach na Akademii Wychowania Fizycznego ukończonych zdobyciem tytułu magistra. W PLP oprócz mnie wuefu uczyła pracująca tam już od kilku lat Halina Wiercioch, która miała lekcje z dziewczętami. Ukończyła ona dwuletni kurs nauczycieli wychowania fizycznego przy warszawskiej AWF.
W powiecie kamieńskim była wówczas tylko jedna szkoła średnia, którą było Liceum Pedagogiczne mieszczące się na Placu Katedralnym 5, 22 podstawowe szkoły siedmioklasowe i 15 szkół czteroklasowych. W szkołach z tych z powodu braku wykwalifikowanej kadry wychowanie fizyczne prowadzili nauczyciele innych różnych przedmiotów. Jedynie w Szkole Ćwiczeń wuef z dziewczętami miała absolwentka Liceum Pedagogicznego w Stargardzie Szczecińskim ze specjalnością wychowanie fizyczne, którą była moja przyszła żona Zofia Materska. Prowadząc zajęcia wuefu napotykaliśmy na szereg trudności. W większości szkół nie było boisk i podstawowego sprzętu sportowego. W powiecie były tylko dwie
sale
gimnastyczne – obie w Kamieniu. W PLP na Placu Katedralnym o wymiarach 20 x 10 m i mniejsza w wybudowanej wtedy i nowoczesnej, jak na tamte czasy, Szkole Podstawowej nr 2 przy ul. Marii Konopnickiej 19. Jeśli idzie o sytuację kadrową pod względem nauczycieli wychowania fizycznego poprawiła się ona w połowie lat 60., kiedy Ministerstwo Oświaty tworzyło sieć szkół półwyższych, którym były tzw. SN-y (studium nauczycielskie) kształcące nauczycieli przedmiotowców w tym wuefistów również w systemie zaocznym. Z naszego powiatu wielu nauczycieli ukończyła
te
szkoły, w tym ponad dziesięciu z nich wychowanie fizyczne. Kilku ukończyło później wyższe studia na AWF. W 1964 r. po ukończeniu Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie przybyli do Kamienia Mirosława i Stefan Rogalscy. Mirka podjęła pracę w działającym wtedy od dwóch lat Liceum Ogólnokształcącym i dwójce, a Stefan w Liceum Pedagogicznym. Ja zostałem wtedy decyzją Kuratora Szkolnego przeniesiony do LO i SP 2.
W 1966 r. po ukończeniu Studium Nauczycielskiego w zakresie wuefu w „dwójce” podjął pracę nieżyjący już niestety Bogdan Markowicz. Ukończył on wkrótce kurs instruktorów wioślarstwa. Szkolił młodych wioślarzy w Międzyszkolnym Klubie Sportowym „Opty”, a później w Klubie Sportowym „Gryf” odnosząc wiele sukcesów na regatach wojewódzkich i ogólnopolskich.
W 1969 r. po ukończeniu wychowania fizycznego w Wyższej Szkole Pedagogicznej wróciła do Kamienia córka mojego nauczyciela z lat szkolnych Alfonsa Borkowskiego – Romana po mężu Kołodziejczyk, która będąc jej absolwentką podjęła pracę w Szkole Podstawowej nr 2.
W 1970 r. po ukończeniu Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu w Zasadniczej Szkole Zawodowej rozpoczął pracę Eugeniusz Szmytka, którego uczyłem w naszym Liceum Pedagogicznym.
W kolejnych latach sytuacja kadrowa w przypadku wuefistów znacznie się poprawiła. W latach 70. już prawie we wszystkich szkołach byli przygotowani do nauki tego przedmiotu nauczyciele. Przy wielu szkołach powstawały boiska, a szkoły były dobrze zaopatrzone w sprzęt przybory do prowadzenia wychowania fizycznego.
Jak już wspomniałem wyżej wychowania fizycznego uczyła także moja, nieżyjąca niestety już od ponad trzech lat, żona Zofia. Zosię zobaczyłem po raz pierwszy w 1948 r. będąc uczniem klasy siódmej szkoły powszechnej, która mieściła się m.in. na Placu Katedralnym, w budynku dziś zajmowanym przez Dom Księży Emerytów. Wcześniej poznałem mieszkającego w domu obok szkoły młodszego ode mnie Włodka Materskiego i jego starszego brata Romka, który był już uczniem gimnazjum. Na podwórku obok szkoły często widywałem też ich młodszą ciemnowłosą z warkoczykami siostrę Zosię. Niebawem wyjechaliśmy do Szczecina, gdzie uczyłem się w II Liceum Ogólnokształcącym, tzw. „Pobożniaku”. W 1953 r. Kuratorium Oświaty zorganizowało sportowe mistrzostwa województwa dla szkół średnich. W koszykówce chłopców drużyna z II LO, w której i ja grałem zajęła pierwsze miejsce. W koszykówce dziewcząt mecz o pierwsze miejsce został rozegrany między szczecińskim I LO, a Liceum Pedagogicznym w Stargardzie. Mo koszykarze z „Pobożniaka” poszliśmy na ten mecz kibicować szczecinankom. Mecz był wyrównany. W drużynie stargardzkiej wyróżniała się nieduża czarnowłosa dziewczyna, na którą koleżanki i nauczycielki wołały: „Zośka, Zośka!”. Na chłopakom spodobała się ta Zośka i jej gra i zaczęliśmy też wołać „Zośka, Zośka!” dopingując drużynę stargardzką zamiast szczecińskiej. Koszykarki ze Stargardu okazały się lepsze i wygrały ten mecz. Zośkę tę zobaczyłem później we Wrocławiu. W końcu czerwca reprezentacja naszego województwa brała udział w I Centralnych Igrzyskach Szkół Średnich odbywających się w tym mieście. My koszykarze z „Pobożniaka” zajęliśmy na tej imprezie wysokie czwarte miejsce. W drużynie dziewcząt grała też Zośka ze Stargardu, ale nie pamiętam już dziś które zajęły wtedy miejsce. Gdy w 1958 r. rozpocząłem pracę w kamieńskim PLP wśród nauczycieli tej szkoły poznałem wtedy m.in. Zofię Materską, która w Szkole Ćwiczeń była nauczycielką nauczania początkowego uczącą też wychowania fizycznego dziewczęta ze starszych klas. Ja uczyłem zaś chłopców. Po bliższym zapoznaniu się Zofią okazało się, że to właśnie ona jest czarnowłosą dziewczynką, którą zapamiętałem z podwórka przy szkole z 1948 r. To ona była też tą koszykarką ze Stargardu Zośką, którą dopingowaliśmy. Wchodziła też w skład reprezentacji wojewódzkiej na igrzyska we Wrocławiu.
W kolejnych latach ja i Zosia pracując razem w szkole, bywając na różnych imprezach i zabawach lepiej się poznaliśmy i staliśmy się sobie bliscy. Finałem tej znajomości był nasz ślub, który zawarliśmy 24 grudnia 1960 r.
Po ślubie zamieszkaliśmy razem z rodzicami Zosi w parterowym domu przy Placu Katedralnym 3. Warunki mieszkaniowe były tam bardzo skromne. Mała kuchnia i pokój i drugi większy musiały nam wystarczyć. Łazienki ani ubikacji w mieszkaniu nie było. Wychodem znajdował się na podwórku za chlewikami. Teściowie zajmowali mniejszy pokój, a my większy, do którego wchodziło się z korytarza. Budynek w którym mieszkaliśmy zajmowało kilka rodzin. Po prawej stronie od wejścia mieszkała rodzina Bernardy i Stanisława Pruszyńskich z dziećmi – Marysią, Andrzejem, Ulą i Elą. Na poddaszu mieszkał zaś brat Pani Pruszyńskiej – Benon Adamski z żoną Felicją i dziećmi – Włodkiem, Jankiem, Jadwigą i Danką, która mieszka tam do dziś. Zapamiętałem naszych sąsiadów jako niezwykle miłych i uczynnych lat. Mieszkaliśmy tam jak jedna wielka rodzina. W 1963 r. wraz żoną i synem Piotrem, który urodził się nam na Placu Katedralnym przenieśliśmy się do dwupokojowego mieszkania w nowym bloku przy dzisiejszej ulicy Szpitalnej, gdzie w 1964 r. przyszedł na świat nasz drugi syn Wojtek. Ze Szpitalnej dwadzieścia lat później przenieśliśmy się na Piastową, gdzie mieszkamy do dziś. Moja żona w 1975 r. ukończyła wyższe studia wychowania fizycznego. Oboje uczyliśmy w LO i Szkole Podstawowej nr 1 przechodząc na emeryturę w 1991 r. A w małżeństwie przeżyliśmy, bez dwóch dni, 51 lat.
Na fotografii:
mieszkańcy domu przy Placu Katedralnym 3 podczas chrzcin syna Państwa Pruszyńskich w 1950 r. (fot. autor nieznany, ze zbiorów rodzinnych Jerzego Bogdanowicza).
Autor:
www.mhzk.eu
| Wszelkie prawa zastrzeżone | Made by
IQ Vertical
| 2009