Prezentujemy dziś szóstą część wspomnień Pana Jerzego Bogdanowicza, emerytowanego nauczyciela wychowania fizycznego kamieńskich szkół i zasłużonego działacza kultury fizycznej naszego miasta. Zapraszamy do lektury – Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej. Po przyjeździe do Kamienia mój ojciec został zatrudniony w Spółdzielni Spożywców „Odra”. Był kierownikiem sklepu spożywczego, który mieścił się w budynku, obok naszego domu, przy ulicy Katedralnej (dziś Gryfitów). Mama nie pracowała zawodowo i zajmowała się domem. W „Odrze” ojciec nie był długo zatrudniony. O ile sobie przypominam chyba ze dwa miesiące. W tym czasie zapoznał się z kilkoma osobami związanymi z rolnictwem m.in. z Marianem Pańczakiem z Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” (późniejszym prezesem kamieńskiej mleczarni) i chyba to właśnie on namówił go aby przeszedł do pracy w sektorze rolniczym. Dodam, że ojciec mój, wychowany na wsi, bardzo dobrze znał się na rolnictwie i pszczelarstwie. Zwolnił się z „Odry” i został zatrudniony jako instruktor - inspektor rolny w kamieńskiej „Samopomocy Chłopskiej”. Wiele czasu spędzał w terenie. W celu łatwiejszego dotarcia na wieś kupił nawet niemiecki motocykl. W mojej pamięci zapisał się dzień, w którym ojciec pozwolił mi samemu objechać rynek przy ratuszu. To była dla mnie, wówczas trzynastoletniego chłopca, wielka frajda. Najbliższymi naszymi znajomymi były rodziny Antoniego Tomaszewskiego i Antoniego Toczka, z którymi ojciec wrócił w 1947 r. z Armii Andersa, z Anglii, do kraju. Utrzymywaliśmy z nimi bliskie kontakty i często się odwiedzaliśmy. Tomaszewscy mieszkali, tak jak i my, przy ulicy Katedralnej. Mieli córkę Reginę, młodszą ode mnie o trzy lata, z którą się przyjaźniłem. Nazywana przez znajomych Renią ukończyła w 1956 r. nasze Liceum Pedagogiczne, a następnie wychowanie muzyczne w Studium Nauczycielskim w Szczecinie. Przez kilka lat pracowała jako nauczycielka. Potem wyjechała najpierw do Anglii, a później do Szwecji, gdzie mieszka do dziś. Regina, po mężu Rakowska, często przyjeżdża do Kamienia. Widywaliśmy się czasami na ulicy. Dopiero kilka lat temu udało się nam spotkać i powspominać dawne kamieńskie czasy naszego dzieciństwa i młodości. Moja rodzina przyjaźniła się także z Państwem Toczkami. Mieli oni starszego ode mnie syna, a w Kamieniu urodziła im się córka Bernadetta, po mężu Kostur. Toczkowie mieszkali w domu na rogu ulicy Jana Długosza i Marii Konopnickiej, w którym Benia mieszka do dziś. Rodziny „andersowskie” nie miały po wojnie w Polsce łatwego życia. Tomaszewski i Toczek w Kamieniu, a mój ojciec później w Szczecinie, w okresie stalinowskim byli przesłuchiwani przez Urząd Bezpieczeństwa i nie mogli dostać dobrej pracy tylko z tego powodu, że wrócili z Armii Andersa. Do grona innych znajomych naszej rodziny należeli dalsi sąsiedzi z Katedralnej - Rozalia i Franciszek Berezowscy oraz ich córka i zięć Zofia i Kazimierz Kordalowie, rodzice Adama. W późniejszych latach Berezowscy, z córką Zofią, przez wiele lat pracowali w kiosku „Ruchu” znajdującym się na rogu Katedralnej i Strzeleckiej. Rodzice dobrze znali się również z Marianem Pańczakiem, z którym późniejszych latach widywaliśmy się w Kamieniu i Szczecinie. Jego synów – Witka i Waldka – uczyłem w kamieńskim Liceum Ogólnokształcącym. Pamiętam, że pewnej słonecznej niedzieli w 1948 r. znajomy rybak zabrał mnie z rodzicami swoim kutrem do Międzywodzia. Cały dzień spędziliśmy na plaży i wtedy po raz pierwszy w życiu kąpałem się w morzu. Pod wieczór, mocno opaleni, wręcz spieczeni na raka, wróciliśmy do Kamienia. We wrześniu, którejś soboty, ojciec zawiózł motocyklem mamę i mnie na zabawę dożynkową do Wrzosowa. Odbywała się ona w świetlicy wiejskiej znajdującej się przy krzyżówce w centrum wsi. Sala udekorowana była girlandami, wstążkami z kolorowej bibuły i gałązkami z igliwia. Przy wejściu na salę każdy uczestnik zabawy został udekorowany kolorową rozetką i otrzymywał swój los z numerkiem. Do tańca przygrywał zespół muzyczny, który oprócz walców, tang i fokstrotów grał też tańce ludowe – polki i oberki. W trakcie prowadzonej przez wodzireja zabawy odbyło się kilka konkursów m. in. na najlepiej tańczącą parę oraz losowanie fantów loterii. Pamiętam, że w losowaniu tym mój los – numerek przyniósł mi szczęście. Wylosowałem wtedy broszkę zrobioną z muszelek. Podczas zabawy mama próbowała mnie nauczyć tańczyć, ale za dobrze mi to nie wychodziło. Wieczorem wróciłem pieszo do Kamienia, a rodzice zostali jeszcze na zabawie. Gdy po latach byłem w tej wsi nie było już tamtej świetlicy, a na jej miejscu wybudowany został pawilon handlowy. W naszym domu mieliśmy radioodbiornik co było wtedy rzadkością. Radio „Philips” zostało przywiezione przez ojca z Anglii. W 1948 r. w Londynie odbyły się Letnie Igrzyska Olimpijskie. Polskie Radio nie nadawało żadnych sprawozdań ograniczając się jedynie do krótkich wiadomości po dziennikach radiowych. Szczegółowe relacje z igrzysk nadawało radio BBC w ramach, chyba dwugodzinnej, audycji w języku polskim. Audycje te, emitowane w późnych godzinach nocnych, prowadził przedwojenny sprawozdawca sportowy Marian Trojanowski. Pamiętam jak z uchem przy głośniku słuchałem grającego cicho radia tak, aby nie obudzić śpiących w sąsiednim pokoju rodziców. Co zrozumiałe szczególnie interesowały mnie występy naszych rodaków. Wielką radość wywołał we mnie brązowy medal w boksie zdobyty przez Aleksego Antkiewicza. Był to wtedy jedyny medal naszej reprezentacji. Polska ekipa była nieliczna. Startowaliśmy jedynie w kilku dyscyplinach sportowych. Po usłyszeniu wyników olimpijskiej rywalizacji zapisywałem je w zeszycie i pokazywałem na drugi dzień kolegom w szkole. Nazwiska niektórych mistrzów olimpijskich i reprezentantów Polski z Londynu pamiętam do dzisiaj. Na fotografii: kiosk Państwa Berezowskich przy dzisiejszej ulicy Gryfitów w 1956 r., fot. Tadeusz Białecki, [w:] Pomorze Zachodnie w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX w. w fotografii Tadeusza Białeckiego, pod red. Pawła Migdalskiego, Chojna-Stargard-Kamień Pomorski-Szczecin 2013, s. 64.
|