5 czerwca br. o godzinie 12.00 w siedzibie Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej odbyło się spotkanie kamieńskich licealistów z Panią Ireną Leśniewską – Matzner. Byłą robotnicą przymusową z czasów II wojny światowej. W spotkaniu udział wziął prof. zw. dr hab. Włodzimierz Stępiński z Uniwersytetu Szczecińskiego, Przewodniczący Rady Muzealnej Henryk Masłowski, jak również wicestarosta kamieński Radosław Drozdowicz. Pani Irena w niezwykle emocjonalny sposób, opowiedział historię swojego życia, szczególnie okrutnej młodości, spędzonej daleko od rodzinnej Łodzi na robotach przymusowych w Niechorzu. Na zakończenie spotkania uczniowie Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Krzywoustego w Kamieniu Pomorskim wręczyli Pani Irenie kwiaty, dziękując, za podzielenie się swoimi wspomnieniami z okresu II wojny światowej.
Historia życia Pani Ireny Leśniewskiej – Matzner. Urodziła się w Łodzi, kiedy wybuchła wojna szła do I klasy gimnazjum. Do szkoły chodziła do grudnia, kiedy to wszystkie szkoły zostały zamknięte, a Niemcy prowadzili akcje wyłapywania i niszczenia ośrodków inteligenckich; następnym etapem było zajęcie się mniejszością żydowską. Do obozów lub na pracę przymusową wywożono osoby w wieku od około 13 lat. W Łodzi szybko wprowadzono noszenie opasek z gwiazdami sześcioramiennymi dla mniejszości żydowskiej. W Łodzi trafiła do obozu gdzie spędziła „parę” miesięcy, miała wtedy 15 lat. Fatalne warunki żywieniowe i sanitarne spowodowały że mocno schudła i zaczęła chorować. Z Łodzi skierowano ja na roboty przymusowe w Niemczech (do Łodzi wróciła mając 19 lat, w maju 1945 roku). Wyruszyła najpierw do Trzebiatowa (w czasie podróży chorowała miała gorączkę), gdzie miała zostać przydzielona do kobiety lekarki która zajmowała się trójka swoich dzieci. Owa lekarka składała również podanie o przydzielenie jej jeszcze jednej osoby, po nie uzyskaniu pozwolenia, cała sprawa zatrzymania się w Trzebiatowie przepadła (miała zajmować się dziećmi a drugą osoba domem). Po trzydniowym pobycie w Trzebiatowie została wysłana do Niechorza. Przybyła tam w kwietniu 1941 roku. Gdzie miała pracować u starszego bezdzietnego małżeństwa (odebrał ja 76 letni Niemiec dyrektor pensjonatu Zabell / Cabell) zajmującego się prowadzeniem pensjonatu i kantyny. Był to czas kiedy przygotowywano się do rozpoczynającego się sezonu. Już w pierwsze dni starła się uciec, skacząc z okna, nic się jednak jej nie stało oprócz paru stłuczeń i omdlenia. Spędziła tam dwa i pół roku. Niemieckie małżeństwo wspomina dobrze, mówi o ich życzliwości i sympatii jaką ją darzyli. Nigdy nie zwracali się do niej po imieniu lecz „moje kochane dziecko”. Miała się uczyć gotowania, prowadzenia domu. Po paru latach przeniesiona do Trzebiatowa, do jak to określiła „grubego szefa który ciągle grał w karty”, on już nie był tak miły dla niej. Pierwszego dnia nie zgodziła się na „mycie nóg szefa”, który za to powiedział jej ze nie takie osoby już wykańczał i ją też to czeka. Postanowiła uciec do lekarki która wcześniej poznała, mieszkała naprzeciwko. Niemka przyjęła ja lecz od razu uprzedziła że za swoje zachowanie będzie ukarana i musi ja odprowadzić do ratusza inaczej mogą ja nawet zabić. Za niepodporządkowanie się rozkazom Niemca miała zostać surowo ukarana. Wysłano ją do Rewala do właściciela który pomimo tego że dużo popijał również traktował ją dobrze. Poznaje tam kpt. Stefana Marciniaka wychowanego w Niemczech, który był inżynierem skierowanym do projektu budowy stacji radarowej w Niechorzu. Po odpracowaniu swojej kary wraca do Trzebiatowa gdzie doczekała się wyzwolenia. Na koniec przedstawia obrazy gwałtów jakie były dokonywane przez armię „wyzwoleńczą” z czerwoną gwiazda na mieszkańcach Pomorza. Po ucieczce niemieckich właścicieli trzy noce spędziła w kopcu na ziemniaki (do Niechorza przyjechała dopiero w 1949 roku). Wspomina masy uchodźców ciągnących w kierunku Berlina. Potem wraz z grupą Niemek i Polek ukrywają się w opuszczonym domu; odnajduje ich oficer o „inteligentnej twarzy”. Obiecuje że tej nocy będą pilnowane i mogą spać spokojnie, następnego dnia zawozi ją do Trzebiatowa. Spotyka tam grupę francuzów, oraz już wojski polskie. Zostaje zatrzymana ponieważ dobrze zna język niemiecki. Przez dwa miesiące pracuje w kancelarii, dzięki czemu dostaje dokumenty. Przeniesiona potem do Bydgoszczy, zaopatrzona w żywność i cała walizkę ubrań. Następnie wraca już do Łodzi gdzie zdała maturę. Po wojnie przenosi się do Jeleniej Góry, wychodzi za mąż, dwie córki. W latach 50-tych trwały aresztowania przez władze komunistyczną inteligencji, lekarzy, oraz osób o przedwojennym statusie ziemiańskim – arystokratycznym. W wyniku donosu asystenta (rzekomo kradł farby i bawełnę) aresztowano jej męża (inżynier chemik), który był oddelegowany z Ministerstwa do pobierania i badania farb pozostałych po niemieckim IG Farben Ind. w więzieniu w Lubaniu przebywa trzy miesiące. Poprzez znajomego trafiła na sekretarza osobistego Bieruta, któremu udało się załatwić dla niej audiencje (na spotkaniu był obecny również radca prawny „z wielkim nosem”), wynikiem czego mąż zostaje postawiony przed sądem lecz odpowiada już z wolnej stopy. Uniewinniony i zrehabilitowany wraca do rodziny. Wspomina o absurdach komunistycznej władzy, kiedy analfabeci wysyłani na pół roczne lub ośmio miesięczne kursy stawali się prokuratorami. W czasach gierkowskich wraz z otwarciem granic Polski dla turystów z zachodu oprowadza niemieckie wycieczki. Wychodzi za mąż za Niemca, wyjeżdża do RFN-u gdzie mieszka od 17 lat, wspomina tutaj o problemach z pozwoleniami na pobyt. Wymagane było obywatelstwo niemieckie aby zakończyć przymusowe dwu letnie załatwianie papierów na pobyt. Przepisy niemieckie mówiły wyraźnie że pozostając na stałe w Niemczech, będąc w związku małżeńskim z obywatelem niemieckim, jeśli chce ułatwienia w procedurach urzędowych musi przyjąć obywatelstwo niemieckie zarazem zrezygnować z polskiego, na co się nigdy nie zgodziła (przepis ten był aktualny od 1913 roku do lat 90-tych. W 1993 roku bierze udział w międzynarodowej konferencji we Wrocławiu pt. „Mniejszość niemiecka w Polsce, Polacy w Niemczech”. Otrzymała program konferencji i zaproszenie. Całe spotkanie organizowali i finansowali Niemcy. Podczas wykładów jeden z gości powołuje na Herberta Hubke, co wywołuje u niej szok, nie potrafiła zrozumieć dlaczego ktoś może się powoływać na rewizjonistę. Dwa lata później na kolejnej konferencji we Wrocławiu organizowanej tylko w języku niemieckim, przewodniczącym jest H. Hubka. W czasie wystąpienia polskiego profesora Wiktora następuje do ożywionej dyskusji miedzy gośćmi. Profesor zaznaczył że takie konferencje w Polskim Wrocławiu nie powinny mieć miejsca. Założeniem konferencji dla H. Hubki było uzyskanie zaświadczeń – dowodów dla Niemców „wypędzonych” w 1945 roku.
|